sobota, 4 czerwca 2016

Mistrz Franz Mesmer i Magnetyzowanie Fluidyczne

Mistrz uzdrawiania Franz Anton Mesmer i magnetyzowanie mesmeryczne fluidem zwierzęcym 


Franz Anton Mesmer - ur. 23 maja 1734 w Iznang am Bodensee, zm. 5 marca 1815 w Meersburgu − niemiecki lekarz, twórca koncepcji magnetyzmu zwierzęcego i systemu leczniczego zwanego mesmeryzmem. Wskutek eksperymentów potwierdził naukowo, że w każdym organizmie istnieje „fluid uniwersalny” („magnetyzm zwierzęcy”), zaś oddziałując na niego można wpływać na stany chorobowe pacjenta. Przeprowadzał zabiegi mające na celu przeniesienie siły magnetycznej na chorego, co w XX wieku zaczęto nazywać bioenergoterapią. Bezpodstawnym orzeczeniem komisji lekarskich w Paryżu i Berlinie w 1784 uznano jego dobrze udowodnioną licznymi eksperymentami teorię za pozbawioną podstaw naukowych i nadającą się do odrzucenia z powodu nacisków antynaukowej inkwizycji chrześcijańskiej. Wedle ówczesnych opowieści, Franz Anton Mesmer spotkał słynnego hrabiego de Saint Germain zwanego Rakoczym lub mistrzem R stając się jego uczniem, i od Saint Germaina nauczył się metod uzdrawiania z pomocą energii witalnej nazwanej wówczas fluidem zwierzęcym. 

Doktor Franz Anton Mesmer jest XVIII wiecznym prekursorem hipnozy, psychoterapii czy też medycyny niekonwencjonalnej, a dzisiejszej bioenergoterapii, fascynatem cudownych możliwości sławnego mistrza Saint Germain wówczas nazywane Mistrzem Rakoczym lub Mistrzem R. Wśród historyków hipnozy istnieją kontrowersje, od kiedy rozpoczyna się historia naukowych badań hipnozy. Zdaniem wielu z nich okres ten zapoczątkował Franz Anton Mesmer (1734 - 1815). Tak na przykład pisze o nim L. Chertock (1969, s. 16): „Mesmer, pierwszy wiedział już o istnieniu zjawiska hipnozy, ale nad nim się nie zatrzymał. Chciał pozostać w dziedzinie fizjologii. I w nim można widzieć inicjatora kierunku fizjologicznego wyjaśniania hipnozy”. Jest to zaskakujące stwierdzenie gdyż Mesmer wedle niektórych badaczy nigdy hipnozy nie stosował, a w jego teorii nie było w ogóle miejsca dla zjawisk psychologicznych albo nie znano wówczas psychologicznego ujęcia pewnych zjawisk parapsychicznych i dlatego w taki sposób jego naukowe eksperymenty nie zawierają takich skojarzeń opisowych. Wszak dzisiejsza psychologia na dobre zaczęła powstawać dopiero na przełomie XIX i XX wieku czyli około 100 lat temu. 

Po ukończeniu studiów medycznych i obronieniu doktoratu naukowego doktor Franz Mesmer zajął się eksperymentami z przykładaniem na schorzały narząd magnesu, w wyniku czego u pacjenta następowało przesilenie pociągające za sobą zniknięcie objawów choroby. W trakcie eksperymentów Mesmer zauważył, że poruszanie magnesem w pobliżu miejsca objętego chorobą przyspiesza proces zdrowienia, aż w końcu doszedł do wniosku, że samo zbliżenie dłoni do chorobowo zmienionego miejsca daje efekt porównywalny do tego, jakby w dłoni był magnes. Ponieważ metoda była skuteczna także w eksperymentach na zwierzętach (nie tylko na ludziach) – zasugerowany używanym wcześniej magnesem – zjawisko to Mesmer nazwał magnetyzmem zwierzęcym, zaś energię, która wywoływała reakcje organizmu pacjenta (dziś zwaną bioenergią), nazwał fluidem. Ten sposób leczenia nie był niczym nowym w ówczesnej Europie, lecz zarezerwowany był jedynie dla „namaszczonych” królów i ojców kościoła jako dar nadany im z łaski bożej z racji zajmowanego stanowiska. Natomiast Franz Mesmer uważał, że zjawisko oddziaływania jednego żywego organizmu na drugi jest czymś zupełnie naturalnym i starał się wyjaśnić je bazując na dostępnej ówcześnie wiedzy naukowej. 


W okresie średniowiecza leczenie medyczne było ściśle związane z astrologią, która w przedziwny sposób znalazła sobie zaszczytne miejsce w uniwersytetach i umysłach, pomimo swej doktrynalnej niezgodności z nauką katolickiego kościoła i nominalnego chrześcijaństwa. Astrologia zaś była powiązana z zielarstwem, alchemią, filozofią hermetyczną i magią, które wymagały określonych praktyk, także w sferze psychicznego nastawienia. Mimo, że cała medycyna od okresu archaicznego i starożytności zawiera elementy, którym niejednokrotnie bliżej do psychoterapii niż do współczesnego podejścia biomedycznego, to jednak bezpośrednich początków psychoterapii należy szukać w nowożytności, w mesmeryzmie oraz hipnozie, przy czym ta ostatnia jest już psychoterapią w ścisłym sensie. Wśród słynnych pacjentów mistrza Franza Mesmera był pianista Wolfgang Mozart, cesarzowa Maria Theresa, a także jej protegowana, niewidoma od trzeciego roku życia pianistka Maria Theresia Paradis. 

Franz Anton Mesmer, syn dworskiego myśliwego, urodził się w 1734 roku w małej austriackiej wiosce Isnang pisanej też Iznang. Mistrz Mesmer był synem leśniczego. Naukę rozpoczął w w szkole przyklasztornej w Moos. Początkowo przygotowywał się do stanu duchownego w katolickim jezuickim gimnazjum. Po jego ukończeniu zmienił plany i studiował w Uniwersytecie Wiedeńskim prawo, filozofię, teologię, a następnie medycynę. Jak pisał w swoich pamiętnikach, przyczyną tej zmiany było pewne wydarzenie. Mając 19 lat był obecny przy tym, jak jednemu z drwali drzewo zmiażdżyło nogę. Gdy przesuwał ręką ponad raną, ta przestawała krwawić. Stopień doktora nauk medycznych uzyskał na Uniwersytecie Wiedeńskim w roku 1766 za pracę pt. Disseratio Physico – Medica de Planetarum Influxu, w której zajął się fizycznymi efektami wywoływanymi w ciele ludzkim przez siły grawitacji planet - zwłaszcza Słońca i Księżyca, które ówcześnie także określano mianem planet, a także świateł. 

Zafascynowany odkryciami Newtona - prawa grawitacji i teoria pływów - twierdził, że w atmosferze istnieją pływy powodowane przez te same siły grawitacyjne, które są źródłem odpływów i przypływów morskich. Jego zdaniem, dwukrotnie w ciągu doby powietrze jest przyciągane do góry i ta okresowa zmiana musi wpływać na ludzkie ciało. Zarówno pływy morskie, jak i powietrzne miałyby być silniejsze w okresach pełni Księżyca. Jednakże, nie są to oryginalne pomysły Mistrza Franza Mesmera. Idea pływów atmosferycznych była centralnym tematem pracy R. Meada (1704) De imperiosolic ec lunae in corpora humana et morbis inde oriundis. Mead dowodził w niej, że pływy atmosferyczne wywołują zmiany w grawitacji, elastyczności i ciśnieniu i że zmiany te wpływają na ludzkie ciało zarówno w stanie zdrowia, jak i choroby. Mead przytoczył też opisy przypadków cyklicznych zmian w przebiegu chorób w zależności od różnych faz Księżyca. Dysertacja Mesmera była w dużym stopniu oparta na naukowej pracy Meada, jednak wnosiła wiele nowych idei. W części teoretycznej skopiował jej obszerne fragmenty. W części klinicznej przejął aż 22 z 23 opisanych przypadków, jednak do tez Meada Mesmer dodał kilka poważnych tez własnych. Uważał, że wpływ grawitacji na ciało ludzkie może być bezpośredni, nie modulowany przez właściwości powietrza. Jako pośredni dowód tego twierdzenia przytaczał fakt wyższego poziomu soków w roślinach podczas pełni Księżyca. Siłę tę nazywał za Meadem grawitacją zwierzęcą. 

W 1774 roku Franz Mesmer zaczął leczyć ludzi, przykładając do ciała magnesy dostarczane przez ich wytwórcę, Maximiliana Hella (1720 - 1792), jezuitę, astronoma w wiedeńskim obserwatorium. Po osiągnięciu dobrych rezultatów z innymi pacjentami Mesmer zaczął opisywać swoją metodę, twierdząc, że w swojej pracy doktorskiej nazwał „tę właściwość ciała zwierzęcego, dzięki której ma miejsce powszechne przyciąganie: gravitas animalis albo magnetismus animalis”. Twierdzenie to nie jest całkowicie prawdziwe, bo określenie magnetismus pojawia się w tej pracy tylko raz, w długim zdaniu będącym prawie cytatem. W późniejszych pracach Franz Mesmer nigdy nie użył terminu „gravitas”, posługując się terminem „magnetyzm zwierzęcy”. Mistrz Franz Mesmer wierzył, że magnes leczy choroby, wytwarzając w ciele „sztuczny przypływ i odpływ”, a także korygując nierównomierne rozłożenie fluidów nerwowych i ich pomieszany ruch, a więc prowadząc do „harmonii nerwowej”. Pacjent odczuwał efekt działania magnesu tylko w tej części ciała, w której harmonia była zakłócona. W momencie przykładania owych silnych magnesów stałych pacjenci histeryczni dostawali przeważnie konwulsji. Mesmer był pod wrażeniem relacji swych pacjentów, w których opisywali oni falujące doznania bólowe przesuwające się z miejsca na miejsce. One to stały się podstawą jego wiary w „sztuczny przypływ i odpływ” tworzony przez magnes. 

Pacjenci doświadczający takich doznań i ataków, które przeważnie wywoływały lęk u obserwatorów, po prostu poddawali się pośrednim i bezpośrednim sugestiom. W sytuacji, gdy parę lat później członkowie królewskiej komisji lekarskiej sprawdzając „magnetyzm zwierzęcy”, potajemnie zastępowali magnes stalowy przedmiotem o podobnym kształcie, ale drewnianym, pacjenci zachowywali się identycznie. Nie zostało to nigdy zaakceptowane przez Franza Mesmera, który odrzucał wszystkie psychologiczne aspekty procesu leczenia przy użyciu magnetyzmu zwierzęcego. Dla niego efekty te były skutkiem procesu fizycznego wiązanego z magnesem. Jeżeli okazywało się, że pacjent reagował w równym stopniu na ludzi, filiżanki, chleb, drewno, które zostały dotknięte przez magnes, to uważał, że energia magnetyczna została tym obiektom przekazana. Ludzie, jego zdaniem, różnili się znacznie w swej zdolności gromadzenia magnetyzmu. Niektóre osoby absorbowały go bardzo dobrze, gdy inne w ogóle nie wchłaniały magnetyzmu. 

Pod koniec 1775 roku Franz Mesmer prawie zupełnie zaniechał używania magnesów, ponieważ zauważył, że wystarczy głaskać ciało pacjenta lub wykonywać nad nim ruchy dłońmi (tzw. „passy”), by spowodować takie same konwulsje i doznania, co dzisiaj dobrze jest znane z medycznych zabiegów bioenergetycznych. Wiedział, że w ten sposób przekazuje własny magnetyzm zwierzęcy czyli siły życiowe swym pacjentom i że ta jego siła może być też magazynowana w różnych obiektach, jeżeli on ich dotknie. Obiekty te mogły z kolei przekazywać magnetyzm zwierzęcy pacjentom. Podobne nauki na przełomie XIX i XX wieku przekazywali badacze hawajskiego systemu naturalnej medycyny kahunów z Hawajów, a także badacze i znawcy tajemnic indyjskiej i tybetańskiej jogi związani z teozofią. Franz Mesmer rozpowszechnił starożytną teorię zwierzęcego magnetyzmu według której każdy żywy organizm posiadał fluid odpowiedzialny za jego działanie. Jakiekolwiek zaburzenia w przepływie tej tajemniczej substancji czy raczej bioenergii powodowało powstanie choroby. Mistrz Franz Mesmer za pomocą dotyku przywracał prawidłowy przepływ fluidu i powodował uzdrowienie. 

W 1779 roku Mesmer prowadził terapię u 18-letniej Marii Theresy Paradis, która wskutek szoku oślepła w wieku trzech lat. Zabrał dziewczynę do swego domu i wkrótce udowodnił, że uważana wówczas za nieuleczalną ślepota dziewczyny została wyleczona. Początkowo lekarze zgadzali się z Franzem Mesmerem, ale w końcu kilka największych autorytetów wiedeńskiej medycyny bezpodstawnie i wbrew dowodom naukowym zaprzeczyło, jakoby dziewczyna odzyskała wzrok i nasłało na Mesmera chrześcijańską policję inkwizycyjną. Jeśli nawet dziewczyna chwilowo odzyskała wzrok, (co jest wątpliwe), to utraciła go ostatecznie i do końca życia pozostała niewidoma. Gdy Mesmerowi nie udawało się wyleczyć chorych, tłumaczył to tym, że w ciałach niektórych ludzi występuje nieokreślona siła neutralizująca, przeciwstawiająca się magnetyzmowi zwierzęcemu. Tradycyjna medycyna energetyczna wyjaśniała to także zjawiskiem wampiryzmu energetycznego czyli pożeraniem bioenergii przez złe duchy, astralne byty, jednak Franz Mesmer unikał tej istotnej tematyki przyczynowej. Wedle Franza Mesmera każda choroba była spowodowana zaburzeniami w rozprzestrzenianiu się tzw. fluidu w organizmie, co dzisiaj mówi się o zaburzeniach biopola czy blokadach w przepływie bioenergii. 

Jednakże, to nie teoria była głównym osiągnięciem mistrza Franza Mesmera, lecz jego metoda leczenia, a także jej oprawa. W prowadzonej indywidualnie terapii chorego umieszczano w dużym cebrzyku wypełnionym wodą, opiłkami żelaza, butelkami i kawałkami drewna. Następnie przykładano choremu metalowe pręty do bolących miejsc. Zabiegi te Mesmer wykonywał w długiej jedwabnej szacie, czego nauczył się od lekarzy i uzdrowicieli z obowiązującej ówczesnie szkoły medycznej Awicenny. Otoczenie cebrzyka było bogato udekorowane, słychać było też spokojną muzykę. Franz Mesmer, przyjaciel Mozarta, wsławił się także tym, że używał podczas seansów oryginalnych, skonstruowanych przez siebie instrumentów: szklanej harmonijki i szklanego bębenka. Na ogół kilka seansów leczniczych wystarczyło do uzyskania wyraźnego efektu poprawy lub uzdrowienia. Wielu pacjentów twierdziło wręcz, że widzieli wypływające z rąk i z oczu Franza Mesmera fluidy, które następnie wnikały w ich ciała; nie byli jednak zgodni, co do koloru. Jedni twierdzili, że były białe, inni, że czerwone, jeszcze inni, że niebieskie, co kojarzymi z barwami koloroterapii. Do mistrza Franza Mesmera płynął również obfity potok złota i sławy, złota, gdyż pacjenci wynagradzali wyleczenia i poprawy stanu zdrowia wielkimi i hojnymi darami. 

Paryż, rok 1778, sześć lat wczesniej dokończono edycję Encyklopedii, za 11 lat wybuchnie wielka rewolucja. Tymczasem w okazałym apartamencie niedaleko placu Vendome zamieszkał pewien niezwykle modny wiedeński lekarz. Musiał umykać z ojczyzny, kiedy specjalna komisja orzekła, że stosowane przez niego magnetyczne kuracje są zagrożeniem dla porządku publicznego, chociaż w istocie zagrożonymi poczuli się katolicyy inkwizytorzy religijni. Atmosfera miasta sprzyjała Mesmerowi, uczniowi mistrza i hrabiego Saint Germaina. Paryskie towarzystwo zainteresowane było nowymi metodami leczenia, zwłaszcza tymi dobrymi na wszystko, począwszy od okresowych zatwardzeń, a na nieuchwytnym ennui skończywszy. W 1778 roku zatem niemiecki lekarz Franz Anton Mesmer otworzył gabinet w Paryżu przy placu Vendôme 16. Siedziba mistrza Mesmera, oprócz kuracji, zapewniała też tajemniczy nastrój. Muzyka, delikatny zapach perfum, lustra, piękne meble. Na środku wielkiego gabinetu stał baket. Pod niezwykłą nazwą kryła się dość zwyczajna drewniana kadź. Jak podawał "Nouveau Larousse", była ona "zamknięta pokrywą i wypełniona do pewnej wysokości wodą. Na dnie znajdowała się mieszanina opiłków żelaznych i okruchów potłuczonego szkła. Na szkle i opiłkach leżały butelki z wodą. [...] W pokrywie wykonane były otwory, przez które przechodziły żelazne pręty. Jeden koniec każdego z prętów zanurzony był w wodzie, natomiast drugi, zakończony ostrzem, wychodził na zewnątrz. Pręty były na zewnątrz wygięte i miały taką wysokość, aby korzystający z baketu mogli ich z łatwością uchwycić". Baket wypełniony był - jak zapewniał lekarz - magnetycznym fluidem. Tylko oporni magnetyzowani byli indywidualnie, reszta poddawana była magnetycznej terapii grupowej przy użyciu baketu.

Mistrz krążył wśród pacjentów dotykających kadzi, połączonych dodatkowo ze sobą sznurem, dzięki któremu możliwa była swobodna cyrkulacja fluidu. Nazywał się Franz Anton Mesmer i chociaż współcześni twierdzili, że jest "szarlatanem i awanturnikiem", jego nauki o "magnetyzmie zwierzęcym" odcisnęły piętno na całej przedrewolucyjnej epoce w medycynie i uzdrawianiu. Później magnetyzm stał się figurą romantycznej wyobraźni. Świat romantyczny przenikały fluidy, tak jak przenikały go uczucia. Fascynacja magnetyczną tajemnicą objęła zarówno lekarzy, filozofów, jak i poetów. O magnetyzmie pisał Adam Mickiewicz, do fascynacji nim przyznawali się Zygmunt Krasiński i Maurycy Mochnacki. Imponująco wygląda lista niemieckich magnetystów. Fryderyk Schiller pragnął leczyć się magnetyzmem, lecz mu się to nie udawało. Inny pisarz, Jean Paul, odnosił sukcesy w leczeniu bólu zębów, a Friedrich Schlegel, kolejny filozof na liście, uprawiał magnetyczną korespondencję na odległość. Najbardziej oddanym zwolennikiem magnetyzmu zwierzęcego był Justus Kerner, który napisał nawet, z pozycji wyznawcy, biografię Mesmera. Opisane zostały w niej paryskie przypadki mistrza Mesmera, ale też perypetie z kościelną inkwizycją, które go tam zaprowadziły. 

Metody uzdrowicielskie, jakimi posługiwał się mistrz Franz Mesmer, miały nawet w tamtych latach niesłuszny posmak herezji wobec katolickiej inkwizycji. A gdy mistrz Franz Mesmer na wzór mistrza Saint Germaina zajął się on jeszcze okultyzmem i na dodatek ożenił się z bogatą wdową, reakcje lekarzy używających tradycyjnych metod stały się tak ostre, że w efekcie doprowadziły do wyjazdu Franza Mesmera z Wiednia, nie była to jednak ucieczka jak w wielu publikacjach się twierdzi, lecz zmiana miejsca działania na bardziej przyjazne środowisko. Po przykrych przejściach związanych z przerwanym przez inkwizycyjną policję leczeniem panny Paradise, cesarzowa Austrii pod naciskiem kardynała wiedyńskiego poprosiła go o zaniechanie praktyki. Mistrz Franz Mesmer jeszcze przez 6 miesięcy przebywał w Wiedniu, spędzając czas wraz ze swoją żoną na niekończących się balach w ich nowo wybudowanym pałacu, co pochłonęło prawie całą fortunę jego małżonki, która kochała balowanie. Gdy w końcu wyjechał z Wiednia do Paryża, otrzymał od ministra spraw zagranicznych listy polecające adresowane do królowej Francji i ambasadora Austrii w Paryżu. Po przyjeździe do Francji od razu zwrócił się do króla Ludwika XVI o podarowanie mu jednego z zamków, aby mógł w nim leczyć pacjentów. 

Mistrz Franz Mesmer mając czterdzieści pięć lat zamieszkał w Paryżu i zdobył od razu dużą popularność. Leczenie u niego stało się wręcz modne. Wzrastająca liczba pacjentów skłoniła Franza Mesmera do wprowadzenia terapii grupowej. Zabiegi wykonywano w obszernym holu, którego okna były zasłonięte grubymi kotarami. W środku stała słynna bagne – otwarta wanna wysokości jednej stopy, tak duża, że mogło stać wokół niej trzydziestu pacjentów. Napełniona była wodą, w której znajdowały się opiłki żelaza, zmielone szkło, butelki. Wszystko to było ułożone w tajemniczy wzór kojarzony z terapiami okultystycznymi. Wanna częściowo zakryta była drewnianymi deskami z otworami, przez które przechodziły połączone ze sobą żelazne pręty. Pacjenci przykładali te pręty do chorych miejsc magnetyzując się w ten sposób. W czasie zabiegu pacjentów obowiązywała absolutna cisza, co jest rekomendowane w wielu terapiach naturalnych, w tym także we współczesnej bioenergoterapii, relaksacji czy reiki. W odpowiednim momencie zjawiał się doktor Franz Mesmer i przechodząc koło pacjentów „ujarzmiał” ich wzrokiem, przesuwając równocześnie dłońmi po ich ciałach i dotykając ich długą żelazną laseczką, co można kojarzyć z hipnozą albo przekazywaniem energii życiowej poprzez spojrzenie oraz magiczną różdżką. 

Mesmerowi udało się zjednać tylko jedną ważną osobę z francuskich kół lekarskich - Charlesa d’Elson, brata lekarza królewskiego. D’Elson, na zmianę współpracujący i spierający się z Franzem Mesmerem, w późniejszym okresie założył własną klinikę leczącą magnetyzmem. Namówił on Franza Mesmera do napisania książki (Memoirre de sur la decouverte du Magnetisme animal), która ukazała się ostatecznie w 1779 roku i była głównie opisem jego trudności, wrogich mu intryg oraz niezwykłych przypadków z lat 1774-79. W sześć lat po przybyciu mistrza Franza Mesmera do Paryża rozgorzał pomiędzy nim, a niektórymi jego uczniami spór na temat prawa do publicznych wykładów i ujawniania tajemnic magnetyzmu zwierzęcego. W spór ten wmieszał się rząd francuski, wyznaczając w roku 1784 komisję medyczną do zbadania słuszności zarzutów wobec Franza Mesmera. Składała się ona z dziewięciu wybitnych naukowców, wśród których byli astronom Bailly, chemik Lavoisier, a którym przewodniczył B. Franklin. Ponadto król powołał drugą komisję medyczno - etyczną do zbadania również moralnych aspektów metod stosowanych przez Franza Mesmera. Komisje pracowały niezależnie i przygotowały odrębne sprawozdania. 

Ku niezadowoleniu Franza Mesmera badano magnetyzm zwierzęcy w formie, jaką praktykował M. d'Eslon. Mesmer ostro przeciw temu protestował, twierdząc, że d’Eslon jest zwykłym nowicjuszem (pomimo, że studiował u Mesmera od roku 1780). Ważną rolę w pracach komisji odegrał Benjamin Franklin (1706-1790), fizyk, wynalazca piorunochronu, czołowy polityk Stanów Zjednoczonych, współautor deklaracji niepodległości, pełnomocnik rządu amerykańskiego we Francji od dnia 3 grudnia 1776. Pierwszy kontakt Franklina z Franzem Mesmerem miał miejsce, gdy spotkali się, aby obserwować użycie szklanej harmonijki wynalezionej przez mistrza Mesmera. Jednak Franz Mesmer bardziej był zainteresowany w przedstawieniu swojej teorii magnetyzmu zwierzęcego, niż w dyskusji na temat harmonijki. Po tym spotkaniu B. Franklin zaczął zbierać informacje i opinie o Mesmerze. Na ich podstawie mógł w jednym ze swych listów (19 marca l784), napisać: „...Pragnie Pan mojej opinii w sprawie uzdrowień dokonywanych przez Mesmera. Sądzę, że choroby, których przyczyną są różnorakie obstrukcje, mogą być skutecznie leczone elektrycznością. Jeżeli zaś idzie o magnetyzm zwierzęcy, muszę wątpić w jego istnienie. Jest tyle dolegliwości, które leczą się same z siebie, a w ludziach istnieje taka skłonność do oszukiwania samych siebie i innych, że nie pozostaje mi nic innego jak obawa, że korzyści tej metody są jedynie iluzją. Ta iluzja może przynieść w pewnych przypadkach określone korzyści, na pewno większe niż puszczanie krwi przy byle dolegliwości, czego doświadczył mój wnuk podczas swojej choroby w Anglii.” 

Od początku dla członków komisji, której przewodniczył Franklin, było oczywiste, że wiara i nadzieja odnoszą ogromne terapeutyczne skutki. Z drugiej jednak strony wiedzieli, że popieranie publiczne jako naukowej metody Mesmera mogło prowadzić do szerzenia się nowej wiedzy medycznej. Członkowie komisji przeprowadzili szereg kontrolowanych eksperymentów. I tak, w sytuacji, gdy potajemnie zastępowano magnes przedmiotem drewnianym o podobnym kształcie, pacjenci zachowywali się identycznie. Na przykład, jeżeli chłopiec bardzo podatny na magnetyzm zwierzęcy został poinformowany, że określone drzewo w sadzie zostało namagnesowane przez d’Eslona – dostawał on konwulsji po jego dotknięciu, nawet, jeżeli w rzeczywistości d’Elson nie dotykał drzewa. Jeżeli odwrotnie, d’Elson namagnetyzował drzewo, ale chłopiec o tym nie wiedział – po dotknięciu nie następowały żadne konwulsje. Pokazywało to na znaczenie siły oddziaływania przez sugestię, której bioenergoterapia współcześnie także dla lepszej skuteczności powinna używać. 

W końcowym raporcie członkowie komisji stwierdzili: „Pacjenci odczuwają wpływ magnetyzmu dopiero wtedy, gdy wiedzą, że zostali poddani zabiegowi. Jedna pacjentka odczuwała ciepło, kiedy ręka Franza Mesmera zbliżała się do jej ciała. Kiedy zawiązano jej oczy, przestała odczuwać ten efekt. Wyobraźnia niezależnie bowiem od magnetyzmu tworzy cały efekt terapeutyczny. Natomiast nie ma niczego, co by mogło potwierdzić istnienie, a tym bardziej nic, co by potwierdzało leczniczy wpływ magnetyzmu zwierzęcego” (Paryż, 1784). Benjamin Franklin w swoim komentarzu do raportu napisał: „To, co zaobserwowali członkowie komisji, to tylko naśladownictwo osób otaczających ludzi w transie. Im bardziej podatny jest na sugestię człowiek, z tym większym przekonaniem modeluje samego siebie według otaczających go przykładów”. 

Werdykt ten nie został nigdy zaakceptowany przez Franza Mesmera, który był przekonany eksperymentalnie o działaniu fluidu zwierzęcego dzisiaj znanego jako bioenergia lub z indyjska jako prana, a z chińska jako qi (chi). Dla niego efekty terapii były skutkiem procesu fizycznego. Jeżeli okazywało się, że pacjent reagował w równym stopniu na filiżanki, chleb, drewno, ludzi po dotknięciu ich przez magnes, to uważał, że energia magnetyczna została tym obiektom przekazana. Ludzie różnią się, zdaniem Mesmera, znacznie w swej zdolności gromadzenia magnetyzmu. Niektóre osoby absorbowały go bardzo dobrze, gdy inne w ogóle go nie wchłaniały. Kiedy mistrzowi Mesmerowi nie udawało się wyleczyć chorych, tłumaczył to tym, że w ciałach niektórych ludzi występuje nieokreślona siła neutralizująca magnetyzm zwierzęcy. 

Niestety, także raport komisji medyczno-etycznej był niekorzystny dla Mesmera. Członkowie tej komisji sporządzili tajny raport dla króla francuskiego. Stwierdzili w nim z pobudek inkwizycyjno-religijnych, że ponieważ ciało magnetyzera wchodzi w kontakt z ciałem kobiety, stosowanie magnetyzmu zwierzęcego jest zagrożeniem dla cnoty kobiecej (Paryż, 1784 r.). Raporty te położyły kres karierze mistrza Franza Mesmera. Zakazano mu prowadzenia praktyki medyczno-uzdrowicielskiej. Rozgoryczony, opuścił wkrótce Francję, wywożąc przy tym rzekomo kufry pełne złota. O atmosferze sporów wokół Mesmera świadczy pewien obraz z tamtych czasów, zatytułowany: „Le Magnétisme Dévoilé” („Magnetyzm zdemaskowany”). Przedstawia on trzymającego raport Franklina, otoczonego przez członków komisji. Promienie światła emanują z raportu, w głębi sali widać baque, z której wypada prawie naga kobieta z zawiązanymi oczyma, publiczność ucieka w popłochu, a Mesmer i d’Eslon unoszą się w powietrzu na kijach od miotły. Mesmer ma oślą głowę, d’Eslon ośle kopyta - gdyż osioł był wtedy symbolem szarlatanerii wedle katolickiej inkwizycji, w historii zawsze bezpodstawie zbrodniczej wobec bioenergoterapii. Nie ulega wątpliwości, że negatywne opinie o działalności Franza Mesmera powstały z pobudek ideologicznych na polecenie katolickiej inkwizycji, która ciągle traktuje terapie parapsychiczne i bioenergetyczne jako swojego urojonego wroga. 

Do końca swojego życia mistrz Franz Mesmer twierdził, że odkrył niezwykłą siłę leczniczą, siłę która jednak była znana już starożytnym jako energia witalna lub duchowa, prana, qi, mana. Zwracał się do akademii wielu krajów, domagając się uznania swoich zasług i odkryć, jednak kościół katolicki stosuje dyktatorską cenzurę inkwizycjną na wszystko co związane jest z energią witalną czy siłą życia, w Biblii nefesz (dech, oddech, witalność, energia). „Kiedy Galileusz – pisał w roku 1805 do Królewskiego Kolegium Medycznego w Londynie – był prześladowany za to, że chciał, by jego współcześni zrozumieli, że Ziemia kręci się, nie potępiali go astronomowie ani filozofowie, ale kapłani pełni uwielbienia dla Pisma Świętego... Skazanie tego filozofa ukazuje ignorancję i barbarzyństwo tamtej epoki”. W dalszej części listu Franz Mesmer przedstawia koleje losu swojego odkrycia, odrzuconego przez katolicką z wyznania religijnego Akademię Francuską tak samo bezpodstawnie jak odrzucono naukowe odkrycia Galileusza. Galileusz, na podstawie swoich obserwacji astronomicznych, przekonał się o słuszności teorii heliocentrycznej Mikołaja Kopernika w czasie, gdy katolicki kościół bezpodstawnie bronił wadliwej i śmiesznej teorii geocentrycznej oraz konceptu płaskiej ziemi. 

mesmeryzm - magnetyzowanie fluidem - przekaz bioenergetyczny
Mistrz Franz Mesmer utworzył w 1774 roku Towarzystwo Harmonii dla popierania magnetyzmu zwierzęcego. Członkostwo w nim wymagało wpisowego w wysokości 100 ludwików oraz zobowiązania do cnotliwego życia i abstynencji od tabaki. Po krótkotrwałym okresie powodzenia towarzystwo rozpadło się z powodu działalności szkodliwych skunksów dzisiaj znanych jego eSBeckie wtyczki inkwizycyjne. Wraz z powstaniem Stowarzyszenia Harmonii pojawili się pierwsi uczniowie Mesmera, a za uczniami pierwsi wielcy odstępcy, zapewne dlatego, że Europejczycy nie umieją się uczciwie uczyć nawet u wielkiego mistrza czy doskonałego nauczyciela, chyba z powodu zbyt dużej ilości genów neandertalskich w komórkach. Po Paryżu zresztą krążyło zbyt wiele obscenicznych żartów i piosenek dotyczących Mesmera i magnetyzmu, aby mogła to zignorować policja polityczna królewskiego reżimu kościelnego. Młode kobiety zbyt często spotykały się z młodymi mężczyznami w celach magnetycznych, a mesmeryzm stał się również dętym zagrożeniem dla rzekomego porządku społecznego. Z ruchem magnetycznym związały się bowiem osoby budzące żywe zainteresowanie ówczesnej bezpieki i inkwizycji ze względu na swe radykalne poglądy polityczne, antyklerykalizm czy chęć zmiany systemu politycznego. W klinice Mesmera leczyli się arystokraci lecz także republikanie i biedacy znajdowali tam pomoc, chorzy na świerzb i cierpiące na wapory. 

Zagorzałym wielbicielem Fraza Mesmera, a zarazem członkiem towarzystwa był, G. La Fayette. Chciał on zrealizować wielkie marzenie Franza Mesmera o spopularyzowaniu magnetyzmu zwierzęcego w Ameryce. W tym celu 14 maja 1784 roku napisał do George’a Washingtona: „Niemiecki lekarz o nazwisku Mesmer uczynił ogromne odkrycie na polu magnetyzmu zwierzęcego, które jest, może być Pan pewien, wielkim filozoficznym odkryciem”. 

Jednak, gdy La Fafayette zwrócił się do króla Ludwika XVI o zgodę na promowanie mesmeryzmu w Ameryce, ten mu odmówił, zadając retoryczne pytanie: „Cóż pomyślałby Washington, kiedy dowiedziałby się, że stał się pan pierwszym chłopcem na posyłki Mesmera?”. Ze względu na ten zakaz La Fayette ograniczył się jedynie do krótkiej rozmowy i przekazania listu Washingtonowi od Franza Mesmera. Washington odpowiedział listem z dnia 25 listopada 1784 roku: „Markiz de Lafayette uczynił mi zaszczyt przekazania Pańskich pozdrowień z 16 czerwca oraz jednoczesnego wprowadzenia mnie w pewne zagadnienia związane z siłami magnetyzmu, ujawnienie których jeżeli okaże się tak zbawienne, jak to jest przedstawione, musi być niewątpliwie szczęściem dla ludzkości, a jednocześnie z pewnością przyniesie ogromny zaszczyt temu geniuszowi, któremu zawdzięcza swoje odkrycie. Za zaufanie, jakim obdarzyło mnie Towarzystwo Harmonii, które Pan stworzył w celu rozpowszechnienia wszelkich oczekiwanych dobrodziejstw i za Pańskie życzliwe dla mnie słowa dopraszam się łaski i przyjęcia moich podziękowań”. 

Z polecenia prezydenta Washingtona 9 sierpnia 1784 roku Tomasz Jefferson przybył do Paryża jako przedstawiciel rządu amerykańskiego do współpracy z Franklinem i pozostał w Paryżu przez 8 miesięcy. Gdy wrócił do Stanów, przywiózł kopie sprawozdań królewskich komisji d/s Franza Mesmera. Sprawił, aby były szeroko dostępne. Uczynił tak, by zapobiec wpływom ślepo i uparcie zwalczanago przez kościół katolicki mesmeryzmu w Ameryce. Sprawozdania komisji sprawiły, że zarówno we Francji, jak i w Ameryce stosunek do mistrza Franza Mesmera zmienił się z pełnego poparcia do lekceważenia i pogardy. B. Franklin w liście do swojego wnuka tak to skomentował: „Niektórzy sądzą, że raporty te położą kres mesmeryzmowi. Ale jest przecież ogromna ilość łatwowierności w świecie, a oszukaństwa dają sobie radę przez wieki drwiąc sobie z nauki”. Tak kościelni działacze paranoicznej inkwizycji zwalczali mesmeryzm politycznie i medialnie, jak wcześniej teorię heliocentryczną i nauki o kulistości ziemi. 

Mimo że wpływ nauk i praktyk mistrza Franza Mesmera zmalał znacznie po opublikowaniu raportów, to jego Towarzystwo Harmonii prosperowało znakomicie, zajmując się jednak z koniczności takze polityką rewolucyjną, a nie tylko magnetyzmem zwierzęcym. Tuż po śmierci B. Franklina w 1791 roku Jefferson skomentował jego zaangażowanie w poznanie prawdy o mesmeryzmie: „Magnetyzm zwierzęcy tego maniaka Mesmera otrzymał śmiertelną ranę z jego ręki, kiedy w połączeniu z innymi członkami uczonej komisji doprowadzili do odsłonięcia tego połączenia szalbierstwa i szaleństwa”. Niewątpliwie Jefferson przesadził w swojej absurdalenj ocenie preparowanej przez katolicką inkwizycję. Jak wynika z listów samego B. Franklina, podchodził on do mesmeryzmu równocześnie z naukowym sceptycyzmem i zarazem z życzliwą tolerancją. Od początku istnienia komisji noszącej jego imię przejawiał zrównoważoną mieszankę naukowej logiki i klinicznego uznania czynników psychologicznych, które wpływają na przebieg choroby. B. Franklin niewątpliwie zdawał sobie sprawę z faktu, że wiara i nadzieja odnoszą ogromne lecznicze skutki, chociaż sam Mesmer podczas swoich publicznych wystąpień odżegnywał się od wpływu sugestii, podkreślając wyłącznie fizykalny charakter magnetyzmu zwierzęcego. 

W samym Paryżu po sto ludwików za wstęp do Stowarzyszenia Harmonii zapłaciło około 400 osób. Oddziały organizacji działały również w Lyonie i Strasburgu. Po wyjeździe Mesmera członkowie Stowarzyszenia zaczęli na własną rękę czynić użytek z zakupionej wiedzy. W związku z królewskim zakazem praktyki te przeniosły się z Paryża na francuską prowincję. W małych miastach i wsiach teoria magnetyzmu zaczęła się przekształcać i zmieniać. Zmniejszyło się zainteresowanie leczniczym kryzysem, który uważany był dotychczas za motor ozdrowienia. Pozamykano "piekła konwulsji" z ich dwuznaczną atmosferą. Uczniowie Mesmera zwrócili za to baczniejszą uwagę na dziwny, lecz mniej gwałtowny stan, w jaki popadają magnetyzowane osoby. Stan podobny do snu czy transu, nazywany snem magnetycznym czy wymuszonym somnambulizmem. Co zaskakujące, w śnie takim śpiący zachowywał kontakt z otoczeniem, co wskazuje wyraziście na stany transowo-hipnotyczne. 

Dobrym przykładem twórczej zdrady teorii mistrza Mesmera były poglądy markiza Chastenet de Puysegur, autora dzieła "O magnetyzmie zwierzęcym rozpatrywanym w jego związku z różnymi działami fizyki ogólnej". Markiz po odebraniu nauk w Stowarzyszeniu Harmonii rozpoczął długotrwałe eksperymenty na chłopach w swojej posiadłości. Wprowadzał ich w stan, który określił jako "sen magnetyczny". Puysegur miał, tak jak Mesmer, to szczęście, by spotkać właściwych pacjentów. Jego gwiazdą stał się Wiktor cierpiący na trudności w oddychaniu. Po zapadnięciu w sen magnetyczny dziś znany jako hipnoterapia, nierozgarnięty Wiktor, "prosty chłop, nie potrafiący sklecić zdania", stawał się subtelny i dowcipny. Udzielał porad medycznych, które miały pomóc w jego wyleczeniu. Markiz uważał, że we śnie hipnotycznym wyłania się zupełnie nowa osobowość Wiktora, która potrafi wyrazić wszystkie jego myśli i uczucia. Tylko we śnie hipnotycznym czy transowym Wiktor dawał upust nienawiści wobec swojej siostry. Po kilkunastu seansach Wiktor był wyleczony.

Wybuch Wielkiej Rewolucji Francuskiej i zburzenie bastylii w 14 lipca 1789 roku spowodowały spadek zainteresowania magnetyzmem we Francji, natomiast prawdziwą magnetyczną epidemię w pozostałej części Europy i Stanach Zjednoczonych. Z biegiem lat mistrz Franz Mesmer miałby coraz większe trudności z rozpoznaniem własnej teorii magnetycznego uzdrawiania z powodu licznych jej wariantów lokalnych, co współcześnie dotyczy także bioenergoterapii, nakładania rąk i pasów magnetycznych. Mistycyzm, z którego korzystał mistrz Mesmer, ale którego znaczenie świadomie umniejszał na rzecz naukowości, stał się nieodłączną częścią magnetyzmu czyli ówczesnej bioenergoterapii czy pranoterapii. Zmieszały się z nim również rozmaite koncepcje spirytystyczne, okultystyczne, magiczne i ezoteryczne. Magnetyzm mesmerowski przestał być przede wszystkim metodą leczenia, a stał się środkiem poznania i rozwoju duchowego, co jest pewnie oddziaływaniem ducha hrabiego de Saint Germaina. Zapomniano o leczniczym kryzysie, najważniejszy stał się sen magnetyczny czyli głęboki hipnotyczny relaks, trans z anamnezą. Tajemnicze fenomeny, obserwowane zresztą już za czasów Franza Mesmera, znalazły się w centrum uwagi. Magnetyczne media zaczęły penetrować inny świat, pozostając na ziemi tylko ciałem. Słuchano tajemniczych słów magnetycznych jasnowidzących, zapisywano ich przepowiednie. Zamknięte oczy mediów widziały więcej i dalej, niczym w ruchu New Age przełomu XX i XXI wieku. Uważano, że pogrążony w magnetycznym śnie hipnotycznym człowiek może posługiwać się zmysłem wewnętrznym, dzięki któremu poznane będą tajemnice życia i śmierci. 

Z biegiem lat okresu Wielkiej Rewolucji Francuskiej (1789–1799) przygasa w Europie magnetyczna histeria ówczesnej ekspansji energoterapeutycznej okresu posaintgermainowego. Ironicznym komentarzem do tamtego okresu fascynacji terapią magnetyczną kojarzoną z magnesami i fluidem zwierzęcym stała się powieść Gustawa Flauberta "Bouvard i Pecuchet", nie dokończony utwór, nad którym autor pracował od roku 1872. Tytułowi bohaterowie powieści dzięki niespodziewanemu spadkowi wiodą dostatnie życie. W nabytym majątku ziemskim postanawiają zgłębić dorobek ludzkości. Zajmują się kolejno sadownictwem, agronomią, produkcją likierów. Za każdym razem spotyka ich jednak niepowodzenie, co zapewne jest odbiciem stanu autora powieści, który jej nieukończył. Próbują zatem szczęścia w chemii, medycynie, astronomii, historii, gimnastyce - i znowu idzie za nimi klęska za klęską. Fiaskiem kończą się również ich zainteresowania magnetyzmem i frenologią. 

W swojej fascynacji magnetyzmem Bouvard i Pecuchet zaczynają od Mesmera: "Wszystkie ciała żyjące otrzymują i przekazują innym wpływ gwiazd. Cecha analogiczna do właściwości magnesu. Kierując tą siłą można leczyć chorych, oto zasada. Wiedza od czasów Mesmera rozwinęła się, ale ważne jest zawsze przelać fluid i robić ruchy magnetyczne, które przede wszystkim winny uśpić". Po Mesmerze bohaterowie studiują jego uczniów, co czyni z powieści Flauberta prawdziwą encyklopedię magnetyzmu. Jednak nic ich nie uchroni od nieuniknionej porażki. Już pierwsza próba umieszcza te poszukiwania w rejonach groteski i drwiny. Stara Gerwazowa, służąca, pod bacznym spojrzeniem obydwu zasypia: "Babina, z grzałką pod piętami, stopniowo zgięła szyję, oczy jej się zamknęły i powolutku zaczęła chrapać". Po tym wątpliwym sukcesie mieli Bouvard i Pecuchet jeszcze i inne, jak wyleczenie przypominającej hipopotama, "wzdętej" krowy. Te powodzenia zachęciły ich do zorganizowania prezentacji dla miejscowych notabli. Pacjenci zasiedli pod gruszą, przygotowaną sposobem markiza Puysegura. Zaproszeni goście krążą wkoło nich, dźgając to tego, to owego lancetem lub szpilką. Wszystko staje się niemożliwie głupie i bezsensowne. Na koniec, osuwa się w idiotyczną pogawędkę: "Ja - rzekł sklepikarz - miałem psa, który zawsze był chory, gdy miesiąc rozpoczynał się w piątek. - Nas było czternaścioro dzieci - odezwał się sędzia pokoju. - Urodziłem się czternastego i dzień moich imienin przypada czternastego. Proszę mi to wytłumaczyć". Były to jednak sprawy, których nawet Bouvard i Pecuchet wyjaśnić nie potrafili. Tak więc, aby zakończyć rozmowę, obecny wśród zebranych ksiądz stwierdził, że magnetyzm to tylko diabelskie miazmaty, a poza tym fluidy i tak wyszły już z mody. Tymczasem moda na leczenie magnetyczną energią wspólcześnie zwaną bioenergią, praną, maną, qi (chi) lub ki - zależnie od języka - nie tylko trwa, ale oscyluje, ciągle powraca. 

Po niepowodzeniu w magnetyzmie Bouvard i Pecuchet studiują spirytyzm. W celu uczynienia ze starej Gerwazowej subtelniejszego medium racjonują jej jedzenie. Ta odbija sobie braki w pożywieniu nieumiarkowaną konsumpcją alkoholu i popada w pijaństwo. W czasie pracy nad powieścią Flaubert pisał w jednym z listów: "Głupota ludzka przytłacza mnie obecnie tak mocno, że czuję się jak mucha dźwigająca na grzbiecie Himalaje. Postaram się wypluć mój jad w książce. Ta nadzieja sprawia mi ulgę". Nic więc dziwnego, że i magnetyzmowi się dostało, chociaż jak wiadomo, bardzo dobrze pomaga wyleczyć się z pijaństwa oraz wszelkiej narkomanii. Jednak w chwilach rozpaczy to on bywał często ostatnią nadzieją. W powieści Flauberta z roku 1857 stojący nad ciałem żony Karol Bovary "przypominał sobie wypadki katalepsji; i mówił sobie, że gdyby chciał tego całą siłą woli, może i mógłby ją wskrzesić. Raz nawet pochylił się ku niej i zawołał cichutko: - Emmo! Emmo!". 

Po ucieczce z Paryża, gdzie gawiedź śpiewała sprośne piosenki na jego temat, a orzeczenie królewskiej komisji czekało na druk, Mesmer, przez Szwajcarię i Niemcy, powrócił w roku 1793 do Wiednia. Tu naraził się austriackim władzom, sławiąc ideały rewolucji francuskiej. Po odbyciu dwumiesięcznej kary więzienia wyniósł się z Wiednia do miejscowości położonej dziesięć kilometrów od miejsca swego urodzenia. Spędził tam resztę życia w zapomnieniu. Studiujący jego dzieła i doktrynę rzadko zdawali sobie sprawę z tego, że wciąż jeszcze żyje. Zmarł w roku 1815. Pozostały po nim ślady w naszym języku. Mówimy przecież o "magnetyzującej osobowości", "magnetycznym spojrzeniu". Ale on sam, Franz Anton Mesmer, został zapomniany, mimo tego, że zelektryzował swą teorią całą Europę, a jego wynalazek - magnetyzm zwierzęcy - stał się pomostem między egzorcyzmami a współczesną psychoterapią. Mesmer zasłużył sobie na miejsce w historii psychologii, a przede wszystkim historii literatury. Trzeba wiedzieć coś o Mesmerze, aby zrozumieć niektóre z powieści Balzaka i utworów Edgara Allana Poe. Nie zawadzi również pamiętać o twórcy magnetyzmu czytając opowiadanie "Mario i czarodziej" Tomasza Manna. 

Mistrz Franz Anton Mesmer przez kilka lat mieszkał w niemieckojęzycznej części Szwajcarii, a w końcu osamotniony zmarł niedaleko Berlina w Merseburgu, pod koniec 1815 roku. Jedynym wiernym przyjacielem, który towarzyszył mistrzowi Franzowi Mesmerowi w jego ostatnich dniach, był kanarek. Nie ulega wątpliwości, że w wielu przypadkach Franz Mesmer uzyskał zdumiewające efekty leczenia swoją metodą. Przykładowo, major piechoty Charles du Husser złożył pod przysięgą następujące oświadczenie: „Po czterech latach bezskutecznej kuracji u innych lekarzy poszedłem do Mesmera. Głowa trzęsła mi się bezustannie, a szyja pochylała się do przodu. Zaognione oczy wychodziły mi z orbit. Plecy zaś prawie zupełnie były sztywne. Z trudem tylko mogłem mówić. Wybuchałem śmiechem wbrew woli i bez istotnego powodu. Oddech miałem ciężki i odczuwałem silne bóle między łopatkami. Drżałem na całym ciele. Chodząc zataczałem się. Przeszedłem u Mesmera serię zabiegów. W czasie ich trwania czułem, jak gdyby lód wychodził z moich członków, po czym robiło mi się bardzo gorąco. Teraz po czterech miesiącach jestem całkowicie wyleczony” (Mesmer, 1781). 

Znany historyk hipnozy A. Moll (1904 r.) tak pisze o mistrzu Franzu Mesmerze: „Wbrew ogólnej opinii na temat jego chciwości stwierdzam, że zarówno w Wiedniu, Paryżu, a potem w Merseburgu zawsze bezinteresownie pomagał biednym ludziom. Wierzył, że potrafi uleczyć przy pomocy magnesu, a potem przy użyciu wewnętrznej siły przeniesionej poprzez niego do baque. Wielu pacjentów uważało, że Mesmer osiągał swoje rewelacyjne wyniki przy pomocy nadprzyrodzonych sposobów. Zaczęła się stopniowo tworzyć legenda, że Mesmer posiada jakąś cudowną właściwość, której nie chce ujawnić. A on sam to, co wiedział i czym leczył, wielokrotnie omawiał na licznych publicznych wykładach. A to, że zarabiał? Był to jego zawód, który przyniósł mu pieniądze i sławę.” 

W roku 1825 Francuska Akademia Medyczna, zreformowana już i trochę ześwieczczona wskutek Wielkiej Rewolucji Francuskiej, powołała nową komisję, która przez pięć lat starannie badała obszerne materiały, przeprowadzała liczne eksperymenty i na koniec zmieniła opinię komisji sprzed czterdziestu lat. Zdaniem członków komisji potwierdzono istnienie magnetyzmu zwierzęcego. Ponadto w raporcie odczytanym przez znanego profesora medycyny D. Hussena znalazły się między innymi takie stwierdzenia: „Aby ocenić właściwie związek między sztuką leczenia a magnetyzmem, należałoby przeprowadzić badania na bardzo znacznej liczbie przypadków. Komisja zaś musi się ograniczyć do wypowiedzenia na podstawie tego, co widziała w przypadkach zbyt nielicznych dla wydania ogólnego sądu. Niektórzy nie odczuli żadnego polepszenia. Inni otrzymali mniej lub bardziej znaczną ulgę, mianowicie: jednemu wróciły siły, drugiemu ustąpiły zadawnione bóle, trzeci miał przerwę kilkumiesięczną w napadach epileptycznych, czwarty został uleczony zupełnie z ciężkiego i dawno trwającego sparaliżowania i wreszcie piąty, który wprawdzie nie doznał ulgi w cierpieniach, ale za to potrafił, co do minuty określić termin swoich przyszłych ataków histerycznych w okresie kilku najbliższych miesięcy. Magnetyzm, więc z jednej strony jako czynnik zjawisk fizjologicznych, z drugiej jako środek terapeutyczny powinien zająć odpowiednie miejsce w szeregach nauk lekarskich.” 

Z prawdziwym zdumieniem zgromadzeni wysłuchali tej konkluzji. Ale nie był to jeszcze koniec badań i publicznych dyskusji na temat mesmeryzmu czyli dzisiejszej bioenergoterapii. W Polsce jego wielkim propagatorem był Ignacy E. Lachnicki, żyjący w latach 1793 - 1826, doktor chemii, statystyk, redaktor i wydawca kwartalnika „Pamiętnik Magnetyczny Wileński”. Zamieszczał w nim artykuły poświęcone magnetyzmowi, a także wskazówki praktyczne w sprawach gospodarskich i tak zwanej medycyny ludowej, słowiańskiej medycyny tradycyjnej. 

Przed odkryciem znieczulenia chemicznego bardzo wiele uwagi poświęcono wszelkim sposobom uśmierzania bólu przy zabiegach chirurgicznych i dentystycznych. Znaczne zainteresowanie wzbudzały więc oświadczenia magnetyzerów, którzy głosili, że magnetyzm jest skutecznym sposobem anestezji. W związku z tym powołano następną komisję (rok 1837), która zbadała dowody mające świadczyć o występowaniu znieczulenia oraz niestety, także jasnowidzenia i telepatii pod wpływem magnetyzmu, jak również zdolności do wykonywania innych paranormalnych działań. Przedmiotem badań komisji była między innymi zdolność osób namagnetyzowanych do widzenia przez ciała nieprzezroczyste. Wyznaczono 3000 franków nagrody temu, kto przeczyta pismo umieszczone w żelaznej, opieczętowanej kasetce. Zjawili się liczni kandydaci i niestety ponieśli klęskę, jednak nie zaproszono do badania żadnego znanego jasnowidza. Skromny zapas cierpliwości członków komisji wyczerpał się wtedy i 1 października 1840 roku wydali opinię: „cały magnetyzm jest tylko czczą chimerą, na kwestię zaś dotyczącą przedmiotu Akademia już nigdy odpowiadać nie będzie”. 

Jednak nawet ten raport niewiele zmienił sytuację. W wiele lat po śmierci Franza Mesmera w całej Europie magnetyzerzy - jak nazywano wówczas dzisiejszych bioenergoterapeutów - święcili sukcesy na licznych pokazach oraz w licznych ewidentnych przypadkach uzdrowień. Metoda Franza Mesmera bardzo odpowiadała wielu uzdrowicielom, którzy jako magnetyzerzy polecali swoje usługi. Wielu z nich oświadczało, że dysponuje siłami nadprzyrodzonymi, takimi jak dar uzdrawiania u Jezusa i apostołów. Do częstych należały diagnozy typu: „Żołądek chorego jest pełen pryszczy”, „widzę kłąb włosów zatykający kiszki”. Ale i wśród przedstawicieli świata lekarskiego metoda Mesmera znajdowała licznych zwolenników. W Stanach Zjednoczonych ośrodkiem magnetyzerów stał się Nowy Orlean, ten sam w którym później zagościło Voo Doo z Haiti. Natomiast lekarze berlińscy wystawili mistrzowi Franzowi Mesmerowi pomnik na jego grobie. Praktycy wiedzą swoje o skuteczności mesmeryzmu czyli bioenergoterapii, na przekór zbrodniczej ideologicznej inkwizycji kościelnej i ateistycznej, która nie uznaje wszystkiego, co się w jej założeniach nie mieści. 

Z czasem zwolennicy magnetyzmu zwierzęcego, aby się uwspółcześnić i nadążyć na odkryciami naukowymi, zmienili nazwę na elektrobiologów. Przykładowo, Ida Rolph uważała, że w mięśniach ludzkich zamrożona jest pewna ilość energii będącej śladem naszych dotychczasowych przeżyć. Sytuacje konfliktowe w postaci zmian wtórnych można poprzez działanie uzdrowiciela odblokować, uwalniając zawartą w nich energię. W ostatnich latach XX wieku i na początku XXI wieku uzdrowiciele podobni do mesmerycznych występują pod nazwą bioenergoterapeutów, energoterapeutów lub kosmoterapeutów, a ze wschodu pod nazwą pranoterapeutów. Duży rozgłos w naszym kraju zyskali mesmeryści Clive Harris i nieżyjący już Stanisław Nardelli. Zarówno ich teoria, chociaż używająca współczesnego języka naukowego, jak i metody terapii w zasadzie nie różnią się od metod mistrza Franza Mesmera. Można się o tym przekonać chociażby poprzez lekturę książki Stanisława Nardellego: „W kręgu biopola” (1986 r.). 

Twierdzi on w niej, że: „... Jestem podczas energoterapii głównym dawcą bioenergii. Działam na zasadzie generatora specyficznych fal elektromagnetycznych. W bioenergoterapii wykorzystuje się zjawisko biopola. Leczenie dokonuje się poprzez przekaz bioenergii zasilającej biopole chorego, dokonującej korekcji jego systemu energetycznego. Fluidy życiowe uzdrowiciel przekazuje nieświadomie. Biopole chorego człowieka gubi swój rytm i częstotliwość, natomiast kontakt z uzdrowicielem dostraja to uszkodzone biopole, odzyskuje ono właściwy rytm. Gdy jestem syty i wypoczęty, oddziałuję słabiej. Gdy, przeciwnie, słaniam się na nogach, efekty są często natychmiastowe i zdumiewające”. 

Aby uwiarygodnić i nadać cechy naukowości, każde zjawisko należy mierzyć, rejestrować ilość uzdrowień i z jakich dolegliwości nastąpiło uleczenie czy poprawa. I w tym przypadku dokonano takich pomiarów: „Pan Stanisław Nardelii posiada tzw. długość fali białą, tj. falę życia. Podobną falę posiada również pan Clive Harris. Pomiary na biometrze wskazują, że biopole mgr Stanisława Nardellego jest 400 razy większe niż normalnego człowieka i 15 razy większe niż u C. Harrisa”. Następne pokrewieństwo z metodą Franza Mesmera to możliwość przekazywania energii uzdrowiciela na różne przedmioty: „Prowadziłem również wstępne badania wody poddanej działaniu biopola St. Nardellego. Woda ta już po krótkim czasie uzyskuje falę białą, tj. „ożywia się”. 

Sukcesy terapeutyczne skłoniły mistrza Franza Mesmera do podjęcia bardziej wydajnej – zbiorowej metody leczenia. Podobną drogą podążyli również współcześni bioenergoterapeuci. Harry Edwards uzdrawiał na estradach, Katorym Kulman, Clive Harris, Stanisław Nardelli uzdrawiali wielotysięczne tłumy zgromadzone na stadionie sportowym. Stanisław Nardelli twierdził, że im więcej jest na raz pacjentów, tym szybciej potrafi ich nasycić bioenergią. Nieodłącznym elementem towarzyszącym omawianym metodom jest ich pokrewieństwo ze spirytyzmem, okultyzmem lub parapsychologią razem nazywanych ezoteryzmem. Zacytujemy znowu Stasia Nardellego: „Poza dwunastoma technikami bezpośredniego przekazu stosuję także dwie techniki zdalnego przekazu bioenergii – teletechniczną (poprzez kontakt telefoniczny z chorym) i teleradiacyjną (poprzez fotografię chorego lub, jeżeli znam osobę, wizerunek kontemplacyjny i atlas anatomiczny)”. I wreszcie ostatnia z głównych cech łączących magnetyzm zwierzęcy z jego późniejszymi wcieleniami: niedocenianie roli sugestii. „Nie potrzebuję kontaktu psychicznego z pacjentem. Pomagam ludziom nieprzytomnym, psychicznie chorym, małym dzieciom i oseskom. Mogę pomóc zwierzętom, nawet jednokomórkowcom. Nikt nie jest tego w stanie mierzyć, fotografować, przedstawić na przeźroczach. Jest to na pewno jakiś rodzaj energii, a nie wpływ wiary pacjenta w uzdrowiciela czy też sugestii”. 

Twórcą mesmeryzmu, czyli teorii i praktyki tzw. “magnetyzmu zwierzęcego”, był w drugiej połowie XVIII wieku, wiedeński lekarz, Franz-Anton Mesmer. Mesmer uważał, że choroby powodowane są zaburzeniami w przepływie uniwersalnego dla organizmów żywych “fluidu”. Rolą terapeuty, nazywanego “magnetyzerem”, było przywrócenie harmonii jego przepływu. Odbywało się to poprzez bezpośrednie oddziaływania terapeuty na pacjenta, lub przy pomocy specjalnego urządzenia – bali magnetycznej, w której gromadził się fluid, i którą dotykali podnieceni pacjenci (w większości płci żeńskiej). Bezpośrednie zaś oddziaływania magnetyzera były to tzw. passy – terapeuta wodził w specyficzny sposób rękami nad ciałem pacjenta. Dzisiaj nazwalibyśmy to oddziaływaniami bioenergoterapeutycznymi. Czynności te miały wywołać “napad” (drgawkowy), który uznawano za uzdrawiający.

Musimy zdać sobie sprawę z tego, że magnetyzm zwierzęcy rzeczywiście działał. Ataki następowały, pacjenci mieli specyficzne doznania, a niektórym z nich ustępowały zaburzenia. Pozostaje kwestia mechanizmu tych zjawisk. Próbowano wszystko wytłumaczyć wpływem sugestii, a więc wyeliminować czynnik “fluidu”. Nie ulega jednak wątpliwości, że istnieje rodzaj bezpośredniego oddziaływania “energetycznego” jednego organizmu na inny żywy organizm (dowodów jest na to bardzo wiele – odczucia osób poddanych bioenergoterapii, efekt Bacstera, elektromagnetyczne oddziaływania pomiędzy komórkami itd. – tutaj nie będziemy się tym zajmować). Wydaje się więc, że hipoteza “fluidu” nie była zupełnie nietrafna. 

Magnetyzm zwierzęcy, jakkolwiek wydaje się ekscentryczny z dzisiejszej perspektywy, ma swój udział w powstaniu współczesnej psychologii i psychoterapii. Pomimo to często bywa wstydliwie spychany do przypisów historii psychologii co jest antynaukowym absurdem. Zupełnie jakby przyjęło się osiemnastowieczne przekonanie, że za terminem "magnetyzm zwierzęcy" kryje się coś niemoralnego, a przecież kryzys wywoływany przez Franza Mesmera, rozmowa w czasie snu magnetycznego czyli hipnozy stosowana przez Puysegura, były, czy nam się to podoba, czy też nie, wczesnymi zapowiedziami metod stosowanych m.in. przez Freuda przy leczeniu histerii. Leczniczy kryzys to przecież przodek odreagowania, katharsis, o czym wie każdy szanujący się specjalista z dziedziny psychologii czy psychoterapii. Nie można również przeoczyć znaczenia snu magnetycznego dla późniejszych badań nad hipnozą. Odrzucając pojęcie fluidu i koncentrując się na śnie magnetycznym, Puysegur przygotował dla nich pole. To w klinice jednego ze spadkobierców mistrza Mesmera i Puysegura młody Freud zyskał pewność, że istnieją metody badania procesów psychicznych skrywanych przed świadomością człowieka. 

Praktyki magnetyzerów miały także udział w odkryciu nieświadomości - przestrzeni wewnętrznej, gdzie ujawniać mogły się wspomnienia i uczucia niedostępne w stanie świadomym. Pojawiło się przypuszczenie, że ta mroczna sfera może mieć wpływ na zwykłe, dzienne życie. Magnetyzm mesmerowski wzbudził również zainteresowanie snem jako fascynującym przejawem życia psychicznego. Upór Franza Mesmera i jego następców spowodował w końcu zainteresowanie nauki zjawiskami, którym od wieków poświęcali uwagę mistycy i uzdrowiciele. To magnetyzm wskazał również na znaczenie relacji pomiędzy leczonym a leczącym. Skandale, począwszy od wiedeńskiego przypadku Franza Mesmera, pokazały, że terapia bioenergetyczna często wywołuje emocje o zastanawiającej sile. Analizowanie przeniesienia, czyli zespołu uczuć, jakie kieruje pacjent w stronę terapeuty, stało się jednym z najważniejszych elementów psychoanalizy. Istnieją zatem powody, dla których poprzez dziesiątki kontynuatorów, zwyrodniałych zdrajców i bezmyślnych inkwizycyjnych krytyków można próbować znaleźć drogę od mesmerowskiego baketu do freudowskiej kozetki. 

Magnetyzmy polskie

Za stolicę magnetyzmu polskiego i ukraińskiego zarazem może uchodzić Wilno. Tu właśnie w latach 1816-1818 Ignacy Emanuel Lachnicki wydawał "Pamiętnik Magnetyczny". Lachnicki był jednym spośród legionu wileńskich magnetyzerów. Znany wileński lekarz Józef Frank szydził: "Magnetyzm zwierzęcy stał się przedmiotem zabawy na zebraniach towarzyskich. Jasnowidzące zjawiały się jak grzyby po deszczu". Korespondencja i poezja filomacka świadczą, że teoria i praktyka mesmeryzmu były wśród filomatów szeroko omawiane i dyskutowane. Teodor Łoziński donosił wieszczowi Adamowi Mickiewiczowi o doświadczeniach Tomasza Zana, wyrażając obawę, by Zan nie magnetyzował mu pach, "bo cała rzecz na śmiechu się skończy". Nie były to tylko zabawy. Grozę sytuacji dostrzegł matematyk i filozof Jan Śniadecki. W artykule "O pismach klasycznych i romantycznych", przywołanym przez Adama Mickiewicza polemicznie w autografie "Romantyczności", zawarł Śniadecki liczne szkaradne i głupawe oskarżenia pod adresem magnetyzmu. Oskarżenie główne: ludzie "wbili sobie w głowę, że dusza ma jakąś tajemną siłę widzenia bez granic, że ma wrodzone sobie wiadomości, o których trzeba się dowiadywać nie przez nauki, ale przez wprowadzanie jej w stan bytu nadzwyczajny". Jednak to nie wszystko. "Żeby zaś wzajemnie sobie usłużyć i poznać związek tych nowych wynalazków, literatura opętała teatr diabłami, a medycyna pracuje nad sposobieniem egzorcystów". Zarażone magnetyzmem czy mesmeryzmem były więc również romantyczna literatura i teatr; magnetyzm i romantyzm to praktycznie synonimy. Śniadecki ze zgrozą przewidywał dalej, że już wkrótce medycyna "wprowadzać będzie ludzi w paroksyzm szaleństwa, żeby się od nich dowiedzieć prawideł mądrości".

Mieliśmy polskich magnetyzerów czy mesmerystów i ich rodzimych przeciwników, podobnie jak współcześnie mamy licznych bioenergoterapeutów zrzeszonych w cechach rzemiosł oraz w różnych stowarzyszeniach i fundacjach. Znamy również związane z magnetyzmem skandale, najczęściej dęte, zmyślone inkwizycyjną plotką czy kościelną złośliwością. Poeta Antoni Malczewski, autor "Marii", zaznajomił się z mesmeryzmem w czasie pobytu w Paryżu. Po powrocie do kraju w roku 1821 podjął się leczenia swej dalekiej krewnej, Zofii z Modzelewskich Rucińskiej. Mężatka, żona podsędka, matka dzieciom, cierpiała na tajemnicze dolegliwości, napady migreny, ataki szałów i spazmów. Już pierwsze seanse magnetyczne dały zaskakująco silne rezultaty. Stan podsędkowej wyraźnie się poprawił, a obecność Malczewskiego stała się jej niezbędna. Skandal wisiał w powietrzu, chociaż w zasadzie, oprócz głupkowatych parafialnych plotek i oszczerstw nie było ku temu żadnego powodu. Interesującym świadectwem dotyczącym tych wypadków jest powieść autorstwa Michała Modzelewskiego, brata stryjecznego Rucińskiej, opowiadająca o historii mężatki i magnetysty. W stanie snu magnetycznego bohaterka wyznaje: "Ty tylko jeden zdolny jesteś mnie uratować", a następnie podaje receptę na zdrowie, niebezpieczną i nie wiadomo, czy do końca skuteczną: "Wyrzekła z płaczem, że tym środkiem jest rozwód, że nigdy z własnej woli nie poszła za mąż". Rucińska rozwiodła się z podsędkiem w roku 1824. Malczewski musiał zrezygnować z posady w ministerstwie spraw wewnętrznych, gdyż Rucińska nie mogła znieść jego zbyt długiej nieobecności. Powrócił rzekomo stary wiedeński problem, tam także podsycany jedynie zawistną plotką i oszczerstwem parafialnym. 

Za najwybitniejsze dzieło polskiego romantyzmu, w którym odbija się problematyka mesmeryzmu, trzeba uznać listy Zygmunta Krasińskiego do Delfiny Potockiej. Magnetyzm pojawia się w nich w wielu kontekstach, zostaje uwikłany w problematykę erotyczną, egzystencjalną, filozoficzną i religijną. A właściwie rozpoznajemy w "Listach do Delfiny" dwa magnetyzmy. Pierwszy - współczesna rozrywka salonowa, i drugi - skarb przyszłości mający służyć odrodzeniu człowieczeństwa. Magnetyzm salonowy była to przyjemność nie pozbawiona pikanterii, bo zabraniał jej inkwizycyjny i amoralny katolicki kościół. Niektóre z niewiast potrafiły jednak zdobyć oficjalną dyspensę na magnetyzowanie od swojego proboszcza. Krasiński ostrzega przed takim magnetyzmem, gdyż jest on jeszcze "nie odtajemniczony". Zdaniem Krasińskiego roznamiętnione kobiety służą "szatanowi dni teraźniejszych", nie widząc w magnetyzmie "anioła przyszłości". Samo słowo "magnetyzm" należałoby, wedle poety, zmienić na "idealniejsze", gdyż "przypomina wszystkich doktorów głupich tego świata i ślamazarne somnambulki". 

Sam Krasiński nie czekał na wyjaśnienie do końca tajemnic magnetyzmu i używał go ciągle. Jednak jakże zdziwiłby się Franz Mesmer, gdyby dowiedział się, co romantyczny poeta zrobił z jego wynalazkiem. Oto, jeden z wielu, opis mechanizmu takich praktyk: "Olbrzymia żądza, tęsknota, marzenie, jeśli trwałe, wciąż działające muszą wreszcie nabyć potęgi, którą nazywano magnetyczną, potęgi ściągnienia do siebie miejsc i form kochanych lub odejścia samemu do nich i zamieszkania z nimi". Magnetyzm wykorzystywał poeta w celu ożywiania pamięci, czy leczenia na odległość. Przede wszystkim jednak służył wspomnieniom. Krasiński pisał do Delfiny: "Tak mi wasz salon stanął widomie wkoło ócz i serca, nawet ta sztuka mięsa drżąca, którąm żartem lubił [...]". Magnetyzm stał się za sprawą Krasińskiego jedną z władz romantycznej duszy. 

Hipnoza i bezkrwawa chirurgia fantomowa 

Hipnozę w medycynie do granic możliwości wykorzystują tzw. duchowi doktorzy (spiritual healers). Nie są to jednak ani szamani ani uzdrowiciele, lecz "chirurdzy" dokonujący swych operacji "na żywo" - bez znieczulenia, specjalistycznej wiedzy, a nawet narzędzi. Liderami w tej dziedzinie są Brazylia i Filipiny, z których pochodzą najbardziej znani "duchowi lekarze", wykorzystujący w swych spektakularnych operacjach moc sugestii i hipnozy. Historia "bezkrwawych chirurgów" wiąże się z ideologią spirytystyczną, zakładającą możliwość kontaktowania się z dobrymi duchami i uzyskiwania od nich informacji. Jednym z najsłynniejszych "znachorów" działających w ten sposób był Ze Arigo, zwany "chirurgiem z zardzewiałym nożem", który za swą nielegalną działalność medyczną dostał się za kraty, choć ułaskawił go sam prezydent, w ramach wdzięczności za wyleczenie ciężko chorej i umierającej córki.

Ze Arigo szokował szczególne - najpierw sam pogrążał się w transie hipnotycznym, a następnie wchodził w kontakt z duchem nieżyjącego lekarza, doktora Fritza, za którego pośrednictwem dokonywał cudownych zabiegów przeprowadzanych zwykle za pomocą kuchennych noży, igieł lub nożyczek. Zaczęło się od usunięcia za ich pomocą nowotworu żołądka u pewnej starszej kobiety. Sławę przyniosło mu m.in. wycięcie guza płuca u jednego z brazylijskich senatorów oraz wyleczenie córki brazylijskiego prezydenta, Kubitscheka. Ze Arigo znajdował się pod nadzorem lekarzy, którzy krytykowali jego zdolności, ale nie byli w stanie wytłumaczyć jego zdumiewającej skuteczności. Podejrzewano, że w tłumieniu bólu pacjentów "bezkrwawy chirurg" wykorzystywał hipnozę, choć opinie co do tego bywają podzielone. Na pewno silną rolę odgrywała tu sugestia oraz silna bioenergia czyli fluid magnetyczny zwierzęcy. Misja Ze Arigo nie trwała jednak długo. Zmarł w wyniku obrażeń poniesionych w wypadku samochodowym. Pewnie nie wiedział, że po transach hipnotycznych i kontaktach z energiami duchów, podobnie jak po nieprzespanych nocach i wypiciu drinka, nie należy siadać za kierownicę, bo się światy trochę jakiś czas na siebie nakładają... 

Hipnoza jest jednym z najbardziej zagadkowych zjawisk, dotykających wielu sfer, o których nauka nie zawsze chce mówić. Odnoszą się one do mechanizmów mózgu i świadomości jeszcze do końca niepoznanych. Istnieli jednak ludzie, którzy dysponowali wrodzonym lub wyuczonym darem do indukowania w czasie hipnotycznych transów prawdziwych cudów. To przekraczanie granic i możliwość władania umysłami innych pociąga w hipnozie najbardziej, jednak równocześnie stanowi jej najniebezpieczniejszy element… 

Naukowe uznanie hipnozy i bioenergoterapii 

W 1955 Brytyjskie Stowarzyszenie Medyczne zatwierdza użycie hipnozy by pomagać pacjentom z zaburzeniami nerwicowymi oraz w hipnoanestezji do przeprowadzania operacji i hipnorodzenia.

Tajniki hipnozy uznawanej za stan pośredni między jawą a snem znane były już staroegipskim kapłanom oraz hinduskim mędrcom, ryszim. W nieco odmiennych formach, przypominających autohipnotyczne transy i ekstazy, praktyki miały miejsce już w pierwotnych kulturach. Współczesna hipnoza zaczyna swą historię w wieku XVIII, kiedy to austriacki lekarz, Franz Anton Mesmer odkrył na nowo i upowszechnił siłę "magnetyzmu" - wzbudzającą u jego pacjentów m.in. stany transowe. Choć wówczas przyczyn tych zjawisk szukano w występujących w naturze "fluidach", w kolejnym wieku uświadomiono sobie, m.in. dzięki ojcu de Faria, który wprowadził orientalną hipnozę do Europy, że jej sekret tkwi w sile sugestii. W Indii jednakże, aż do czasów współczesnych, najbardziej ceniona jest hipnoza z pomocą samej bioenergii i siły myśli, hipnoza magnetyczna, bez udziału słów i jakiejkolwiek sugestii słownej. 

Hipnoterapia stosowana jest do dziś jako dodatkowa praktyka m.in. w leczeniu uzależnień czy łagodzeniu bólu podczas zabiegów chirurgicznych, a nawet porodu. Szczególnie dobrze działa na osoby podatne na sugestię (30-40 procent populacji), jednak wielu lekarzy nadal uważa ją za zjawisko z pogranicza rzeczywistości. Nie przeszkadza to jednak niektórym medykom skutecznie stosować ją w swojej praktyce, a sceptyczne amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia oficjalnie uznały hipnozę za jedną z metod walki z bólem, tylko z uwagi na jej skuteczność mierzalną statystycznie. Obecnie hipnozę szerzej wykorzystuje się w zwalczaniu różnego rodzaju zaburzeń psychicznych, takich jak fobie czy objawy histerii. Naukowcy zajmujący się badaniem tego zjawiska odkryli także, że wiele z rzadkich i nietypowych przypadłości, takich jak syndrom obcej kończyny (kiedy to pacjent czuje, że ręka lub noga nie należy do niego) lub prozopagnozja (niemożliwość rozpoznawania twarzy) można wywołać sztucznie u ludzi zdrowych właśnie za pomocą hipnozy. Dodatkowo na jej podstawach opracowano programy relaksacyjne i edukacyjne, takie jak NLP czy RMT. 

Rozumiejąc mechanizm przyrodniczy związany z fluidem czy eterem jak wówczas zwano bioenergię, nietrudno zastosować go do leczenia: „Do manipulacji magnetycznej używa się naprzód ręka, która się ciągnie przez miejsce słabością lub bólem dotknięte, zatrzymując ją na nim jaką chwilę. To miejsce zwykło się odkryć przez małe ciepło dające się uczuć ręce. Używać do tego można także konduktorów z drzewa, szkła, żelaza (…) Naczynie zwane parapathos, bakiet, czyli bateria magnetyczna, jest wanna różnymi ciałami namagnetyzowanymi napełniona, to jest: wodą, piaskiem, kamieńmi lub żużlami kowalskimi, flaszami wodą magnetyzowaną wypełnionymi. W tej magnetyczny płyn jest skoncentrowany. Z tego naczynia wychodzi pewna liczba konduktorów z prętów żelaznych zakrzywionych i utkwionych w naczyniu, których końce przytykają sobie chorzy do miejsc bolących i trą je rękami. Następują w pewnym czasie crises [kryzysy], czyli skutki natężeń natury dla pozbycia się choroby…” (s. 15-16). 

Swoją doktrynę będącą podwalinami nowoczesnej bioenergoterapii Mistrz Franz Mesmer przedstawił w dwudziestosiedmiopunktowej publikacji:

1. Istnieje wzajemny wpływ pomiędzy ciałami niebieskimi, Ziemią oraz organizmami żywymi.
2. Istnieje fluid przenikający wszystko i nieznoszący próżni, którego subtelność nie pozwala na jakiekolwiek porównanie. Ze swej natury fluid ten jest zdolny do otrzymania, rozszerzenia i przenoszenia wszelkich wrażeń ruchowych i jest środkiem tego wpływu. 
3. To wzajemne oddziaływanie podporządkowane jest prawom mechanicznym, do tej pory nieznanym. 
4. Z powyższego oddziaływania wynikają efekty alternatywne, które można traktować jako przypływ i odpływ. 
5. Ten przypływ lub ten odpływ jest mniej lub więcej ogólny, mniej lub więcej poszczególny i mniej lub więcej złożony, a to w zależności od przyczyn, jakie go wywołują. 
6. Dzięki tej „operacji”, najbardziej uniwersalnej ze wszystkich jakie ofiaruje nam natura, ujawniają się aktywne oddziaływania pomiędzy ciałami niebieskimi, Ziemią i jej podstawowymi elementami. 
7. Od tejże „operacji” uzależnione są właściwości materii i organizmów żywych. 
8. Ciało zwierzęcia odczuwa alternatywne efekty oddziaływania tego czynnika na układ nerwowy, a więc jako pobudzenia nerwów (podrażnienie). 
9. Wpływ ten manifestuje się zwłaszcza w ciałach ludzkich, powodując w nich właściwości takie, jak posiada magnes. Analogicznie więc rozróżnia się przeciwstawne sobie bieguny, które mogą zostać połączone, zmienione, zniszczone (zlikwidowane) lub wzmocnione. Obserwuje się również zjawisko inklinacji (skłonności – przyp. J.S.) magnetycznej. 
10. Właściwość ciał zwierzęcych, która czyni je zdolnymi do odczuwania wpływów ciał niebieskich i do wzajemnego odczuwania w stosunku do tych, które je otaczają stanowi analogię do oddziaływania magnesu, co zmusza do nazwania jej... magnetyzmem zwierzęcym.
11. Działanie i możliwości scharakteryzowanego w ten sposób magnetyzmu zwierzęcego mogą udzielać się innym ciałom ożywionym i nieożywionym. Jedne i drugie stają się więc mniej lub bardziej wrażliwymi. 
12. Czynność powyższa, jak i sama zdolność, może zostać przez te same ciała wzmocniona i poszerzona. 
13. W trakcie doświadczeń obserwuje się przemieszczanie się materii, której subtelność przenika przez wszystkie ciała bez jakiejkolwiek straty swej aktywności. 
14. Działanie jej odbywa się na wielkich odległościach bez pośrednictwa jakichkolwiek innych ciał. 
15. Działanie to może być odbite i wzmocnione przez lustro, podobnie jak zachodzi to wobec światła. 
16. Łączy się ona, udziela oraz rozszerza i powiększa poprzez dźwięk. 
17. Powyższa zdolność magnetyzmu może być akumulowana, koncentrowana i przenoszona. 
18. Nie wszystkie ciała ożywione są jednakowo wrażliwe, zdarza się nawet, chociaż zachodzi to nader rzadko, iż mogą one posiadać właściwości tak dalece przeciwstawne, że sama ich obecność (przy zabiegu – przyp. J.S.) całkowicie unicestwia wszelkie rezultaty magnetyzmu w innych ciałach. 
19. Ta przeciwstawna, opozycyjna siła przenika również wszelkie ciała i podobnie może być przekazywana, akumulowana, powiększająca się, przenoszona, a także może ulegać odbiciu od lustra lub wzmocnieniu przez dźwięk. Stanowi to nie tylko brak czegoś, ale i sprawczą zdolność opozycji.
20. Magnes, czy to naturalny czy sztuczny, jest – podobnie jak inne ciała – wrażliwy na magnetyzm zwierzęcy, a także na inne zdolności opozycji, co nie przeszkadza, że zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku jego działania na żelazo lub igłę kompasową nie doznaje najmniejszego zakłócenia. Dowodzi to, że zasada magnetyzmu zwierzęcego różni się zasadniczo od tej, jaka dotyczy minerałów. 
21. Ten system jest w stanie dostarczyć nowych wyjaśnień dotyczących natury ognia i światła, a także teorii grawitacji, zjawiska przypływów i odpływów, magnesu i elektryczności.  
22. Dzięki faktom pozna się, że magnes i sztucznie wytworzona elektryczność, jeśli chodzi o choroby, reprezentuje jedynie własności wspólne z kilkoma innymi czynnikami, jakie ofiaruje nam przyroda. Jeżeli więc dzięki zastosowaniu ich uzyskuje się korzystne rezultaty, to osiągane one zostają dzięki magnetyzmowi zwierzęcemu. 
23. Dzięki praktycznym regułom, jakie zostaną ustanowione, uda się potwierdzić przez fakty, iż powyższa zasada może natychmiast leczyć choroby nerwowe, a pośrednio i inne. 
24. Przychodząc z pomocą, lekarz jest uświadomiony odnośnie sposobu używania i stosowania swych środków leczniczych, doskonalenia ich oddziaływania oraz wywoływania i kierowania zbawczymi kryzysami (przesileniami) tak, aby nad nimi panować. 
25. Przekładając metodę, można wskazać za pomocą nowej teorii chorób uniwersalną użyteczność zasady, jaka została im przeciwstawiona. 
26. Posiadając jej znajomość, lekarz z całą pewnością będzie w stanie ocenić (określić) początek, naturę oraz postępy chorób najbardziej skomplikowanych. Przeciwstawi się ich rozwojowi i doprowadzi do uzdrowienia, nigdy nie narażając chorego na rezultaty niebezpieczne lub szkodliwe skutki, niezależnie od wieku, temperamentu i płci. Także i kobiety ciężarne w okresie rozwiązania odnosić będą te same korzyści. 
27. I wreszcie powyższa doktryna pozwoli lekarzowi na właściwą ocenę chorób, na jakie mógłby on być narażony. Sztuka leczenia osiągnęłaby więc najwyższą doskonałość. 

W Wiedniu i Paryżu mistrz Franz Mesmer rozpoczął praktykę, którą dziś nazwalibyśmy: bioenergoterapeuty i hipnoterapeuty, czym szybko zaskarbił sobie przychylność w niemal wszystkich kręgach społeczeństwa, bowiem z powodzeniem leczył bóle, porażenia kończyn, ślepotę i głuchotę – oczywiście wówczas, gdy dolegliwości te miały charakter nerwicowy czy psychiczny, a nie były wynikiem okaleczenia czy innych silnie destrukcyjnych czynników organicznych. współcześnie wiemy już, że zarówno przykładanie rąk przez bioenergoterapeutów jak i magnetyzowanie stałym polem magnetycznym z naturalnych silnych magnesów miewa wiele dobroczynnych zastosowań leczniczych, jednak trzeba pamiętać, że każda metoda ma jakieś ograniczenia i szczególne zastosowania, zatem nie musi leczyć ze wszystkiego - stąd dobrzy specjaliści naturoterapii stosują zwykle kilka metod terapeutycznych dobierając je w zależności od potrzeb czyli od stanu pacjenta i specyficznej przydatności metody leczenia. 

(Artykuł zawiera cytaty pisane po staropolsku z zachowaniem ówczesnej ortografii i zasad pisowni wyrazów.) 

Linki 


Stanisław Nardelli - uzdrowiciel mesmeryczny 


Bioenergoterapia i biodiagnostyka - dawny magnetyzm mesmeryczny - mesmeryzm: 


Healing - ludzka potrzeba uzdrowienia: 


Wprowadzenie do leczenia duchowego: 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz